Pies w lesie - zasady ogarnięcia

by Natalia & Peppa - maja 03, 2019


Ostatnio we wszelkich mediach nawijam jak szalona, że las to spoko miejsce, coby wybrać się na bezkresną wędrówkę ze swoim psem. To prawda, że jest tam idealnie. Ale jak się do tej wyprawy przygotować i o czym warto pamiętać? Odpowiedź w dzisiejszym wpisie!

⇩ 


Pośród lasowych drzew, krzaczków i innego typu roślinności, można się idealnie odstresować i totalnie wrzucić na luz. Nie wiem, z resztą - jak można denerwować się, kiedy znajdujesz się w tak magicznym miejscu. Trzeba, jednak zwrócić uwagę, że jesteśmy tam tylko gośćmi i musimy zachować się w miarę - powiedzmy, ogarnięcie. Ale to już raczej wiecie, bo ten kto chodził do przedszkola, został najprawdopodobniej w tym temacie obszernie wyszkolony.

Raczej nie trzeba tłumaczyć, że nie ma co dzielić się śmieci z lasem, bo to w sumie wymiana nie warta świecy (świecy albo kiecy - nie pamiętam, ale chyba to pierwsze), bowiem wać pan liściasty nie ma w planach, coby wam się odwdzięczyć. A przynajmniej nie tak, jakbyście sobie tego chcieli. To jest straszne, kiedy szukasz innego wejścia do lasu, gdyż ktoś postanowił sobie zrobić w lesie góry. Śmieciokrzyskie? Nieśmieszne, w żadnym stopniu. Absolutnie. 

Spoko sprawa również, żeby zaplanować sobie mniej więcej trasę wędrówki, albo - jeżeli nie byliście jeszcze w lesie, wraz z waszym podopiecznym  - określić ile kilometrów chcielibyście pokonać, bo zakładam, iż ta jednostka będzie dla was minimalną stawką. Takie coś możecie rozrysować na mapie myśli, czy też waszym BuJowniku, planerze lub dzienniku treningowym i w ogóle - tam gdzie Ci się żywnie podoba, psiarzu.
Taka rozpiska będzie pomocna, ze względu na to, że będziesz miał czarno na białym, ile czego warto zabrać (prawię jakbyś wybierał się na tydzień do lasu). Wiecie, nie warto przeciążać tych naszych biednych, poczciwych kręgosłupów - tym razem gadam niczym stara, niedołężna babcia.

Nie będę wspominać również, że nie warto zrywać kwiatków, a przynajmniej tych, których nigdy przedtem nie widzieliśmy. Tak samo polecam również nie głaskać zwierzątek, aby one was za mocno nie pogłaskały. Taka, przyjacielska rada, psiarzu. Wolę zwyczajnie, abyś tu jeszcze kiedyś wrócił. Nawet Cię lubię. 


Tym razem Peppa wypatruję czegoś w oddali, jednak magiczna aura lasu, ją do owego nie ciągnie. Cud!

No i zanim dotrzesz, do tej zacnej krainy warto zaopatrzyć się w różne rzeczy. Zatem przed państwem...

Nasz leśny must have 

Nerka, saszetka, worek, plecak - cokolwiek, abyśmy mogli zmieścić w nim te wszystkie potrzebne rzeczy, które wspomnę niżej. Ja nie mam dużej nerki (całkowicie akceptuję brzmienie owych słów), ale za to takie rzeczy jak psia butelka z wodą, mogę zawiesić na pasku, który kurczowo trzyma się moich bioder.
Dłuższa smycz lub linka treningowa (moje serce skradła ta). Spuszczanie psa luzem w lesie, grozi mandatem. Ale to już wasza decyzja co zrobicie. Tylko tak ostrzegam, coby nie było. Na końcu wpisu zamieszczam kilka przestróg - opartych na moim doświadczeniu, dlaczego nie warto tego robić, bez względu na wszystko.
Pełna butelka z wodą. Ja raczej biorę tą tylko psią, można ją dorwać za mniej niż dyszkę, w Biedrze, okazyjnie (chodzi mi o taki model jak tu). Warto jednak, na dłuższe tripy zabrać też ten ludzki wariant. Albo nie brać psiego, tylko ludzki i małą, składaną miseczkę. 
Smakołyki. Dużo żarcia. Tutaj mam na myśli trochę psiego, ale ludzkie w sumie też. Jakieś paluszki zawsze na propsie. My bierzemy te przysmaki treningowe, takie malutkie.
Naładowany telefon albo aparat. A to fotkę cyknięcie, a to jakieś Stories na Instagram. Może nawet, co jest w dzisiejszym świecie niedorzeczne i nieprawdopodobne, zgodnie z przeznaczeniem komórki - puścicie komuś sygnał, gdzie jesteście. Można? Można!
Skoro będziecie mieć już to wszystko w waszych pięknych saszetkach, musicie pamiętać coby owe rzeczy dobrze wykorzystać. Nie powinny wam one przede wszystkim ciążyć, a służyć. Z resztą to tylko moja lista, a wasza może być całkiem inna.

Pepin uprawia leżing - pleżing. 

Dlaczego nie warto spuszczać psa w lesie? - historyjka


Nie warto? Sama się o tym przekonałam i przestrzegam. Chociaż jeszcze nie tak dawno sama należałam do teamu, który spuszczał swoje pieski w tym miejscu. Szybko się, jednak przekonałam o swoim błędzie. A raczej uświadomił mnie o tym mój pies.

A było to tak... 

Po raz bodajże drugi w miesięcu wybrałam się do tej krainy drzew, krzaczków i innego zielska, wraz z psem - oczywiście. No i chodziliśmy tak dość długo, jak na nas. W końcu nadszedł czas, coby opuścić to magiczne miejsce i wrócić do wrót naszej chatki. Standardowo piesek niby się słuchający, to czemu by Pepina ze smyczy nie spuścić. No to w sumie biegamy, bo sport to zdrowie, a ja to wielka sportsmenka i wszystkie zawody wygrywam (zwłaszcza, że organizuje je sama i udział biorę tylko ja) i oczywiście biegam szybciej niż mój pies. No to zostało nam dwadzieścia metrów do domku i znowu zaczynamy biec - będziemy szybciej, szybciej wypije herbatkę z cytrynką (ślinka cieknie mi na samą myśl) i w ogóle relaks - marzenia. Biegnę, biegnę - patrzę przed siebie, bowiem tam widzę już zarys budynku i nagle tknęło mnie coś. Spojrzałam w bok, patrzę - mój zacny i nadwymiar inteligentny pies biegnie, wzdłuż pole rzepaku. W zupełnie innym kierunku, niż ma osobowość miała w założeniu. Aha, okej - nie gonię psa (aby nie pomyślał, że to taka zabawa, gdyż wtedy to go nie dogonię - nigdy), jak szalona, coby jak najszybciej przypiąć mu do obroży, smycz - zostaje w miejscu i zaczynam wołać Pepsona, ale ten nagle zaczyna zachowywać się jakby postradał wszystkie zmysły, w tym uszy. Dobra - myślę. To zdecydowanie już czas, kiedy powinnam ruszyć w pościg i postawić psa do pionu. Oczywiście zorientowałam się ułamek sekundy, zbyt późno - jak zawsze. Ale mimo wszystko zaczęłam biec i wołać to dziko pędzące dziecko. Na próżno.

Postanowiłam, jednak minąć dom i ruszyć z zimną krwią, na poszukiwania. Pokonałam długi dystans i w sumie nie dziwię się, że w końcu zaczęto do mnie wydzwaniać, w trosce o me zdrowie i życie.
- Gdzie jesteś? - padło krótkie, telefoniczne pytanie, z ust mojej babci.
- Ano, szukam psa. Uciekł. Kończę. - powiedziałam, chcąc zakończyć rozmowę i szukać Peppy dalej.
- Aha. To dziwne, bo jakieś kilkanaście minut temu, się z nią widziałam. - odparła babcia.
Wyraz mojej twarzy był bezcenny. Wy na moim miejscu śmialibyście się, czy raczej płakali? W sumie spoko, dobrze mieć psa słynącego z takiej inteligencji, a z drugiej - chcę się tego psa wydziedziczyć, dosłownie. W końcu skończyło się na tym, że trochę rozemocjonowana wróciłam do domu, jednocześnie na przemian ciesząc się i wymyślając karę dla psa. Ostatecznie żadnej kary nie było, gdyż pies Pepin (ten pies, słynący z inteligencji i rozwagi) prawdopodobnie nie połapał by się, za co bym ją przydzieliła. Także no, cud miód i orzeszki. 


Odpoczynku ciąg dalszy (czytaj: pies odpoczywa, ty stoisz i czekasz jak jejmość ruszy się z miejsca).

A morał z tego jest taki, że...

Nie warto w każdej dziedzinie dążyć zaufaniem swojego psa. Być może brzmi to nieco wyrodnie, ale taka jest prawda. Ano, bo jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony. Ja za bardzo zaufałam Pepinowi i co? Mam za swoje.

5 powódów, dlaczego nie powinno się spuszczać psa w lesie 

Obecność zwierzyny. Nie chodzi tylko to, że wasz pies może się wystarszyć, ale wasz Pimpek może również spłoszyć zwierzęta, zamieszkujące las.
Mandaty. To chyba najlepsze co może przekonać dzisiejszą ludzkość - niepotrzebne wydatki nigdy nie są powodem poświęceń. A przynajmniej niezbyt często.
Strzelanie do zwierząt. Nie rzadko zdarza się, że w lasach odbywają się polowania. Pierwsza opcja jest taka, że pies może się spłoszyć, albo przy odrobinie nieszczęścia zostać trafiony.
Niedobre jedzonko. Nie trzeba ukrywać, że pies może zjeść jakieś zwłoki (zwierzęce oczywiście!) albo jakąś trutkę, czy też zwyczajnie - grzyba, jakiegoś zabójczego gatunku.
Spotkanie innych ludzi. Ktoś może przestraszyć się waszego, latającego beztrosko Burka. Dziwne, nie? Ba! Jeśli nie będzie cię akurat w pobliżu, ktoś może cię łatwo pieska pozbawić.

I co nieszczęście gotowe? 

Owszem, nie wiem jak kiedyś (mhm, kiedyś - jeszcze tydzień temu) te argumenty do mnie nie przemawiały. Być może dlatego, że nigdy specjalnie temat mnie nie zainteresował. To niebywałe, a jednak są jeszcze na świecie ludzie, którzy mają podobny tok myślenia, jak ja jeszcze nie tak dawno. 

Dmuchanie w to zielsko to smak dzieciństwa...

Żywię jednak nadzieję, że po lekturze tego wpisu wbije wam do główek, to i owo. To jak, misja się powiodła? :)

Podobne teksty

0 komentarze

Dla każdego internetowego twórcy komentarze są motywacją do dalszego działania, dlatego jeśli chcecie zakomunikować mi, że robię coś dobrze napiszcie mi kilka słów!